Prezentujemy rozmowę z prof. dr. hab. Henrykiem Okarmą, który zajmuje się biologią i ekologią dużych ssaków drapieżnych i ssaków kopytnych, interakcją drapieżnik – ofiara, inwazyjnymi obcymi gatunkami ssaków, biologią łowiecką oraz ochroną przyrody.
Academia: W ostatnich latach w Polsce znacznie wzrosła liczebność gatunków, które wcześniej były zagrożone wyginięciem. Dobrym przykładem są bobry.
Henryk Okarma: Tak, to klasyczny przykład. Po II wojnie światowej w granicach Polski ostały się niewielkie populacje w północno-wschodniej części kraju. Za reintrodukcją bobra, a więc za jego dzisiejszym sukcesem jako gatunku w naszym kraju, stoją prof. dr hab. Wirgiliusz Żurowski z Zakładu Doświadczalnego PAN w Popielnie, a także Polski Związek Łowiecki. Niektórym trudno to dziś przyznać, ale to właśnie myśliwym zależało na przywróceniu tego gatunku i wydatkowali na ten cel poważne środki. Prof. Żurowski przedstawił w 1974 roku „Program aktywnej ochrony bobra europejskiego”.
Skąd pochodziły zwierzęta? Z tej jednej populacji znad Czarnej Hańczy?
Bobry pochodziły z fermy w Popielnie oraz odłowów na Suwalszczyźnie, gdzie bytowała już liczniejsza populacja będąca efektem reintrodukcji z Rosji oraz naturalnej migracji z Litwy i Białorusi. Program reintrodukcji przewidywał punktowe wprowadzenie (co ok. 100 km) kilku par bobrów wzdłuż osi Wisły. Z takich „rozsadników” zwierzęta miały rozprzestrzeniać się na niezasiedlone odcinki rzeki. Tropem tym podążyła Akademia Rolnicza w Poznaniu, która wprowadziła te zwierzęta w dorzecza dopływów Odry.
Można je teraz spotkać nawet w Warszawie.
Jeśli przez miasto przepływa rzeka, to bobry na pewno tam są, niezależnie od tego, czy to Bydgoszcz, Warszawa, czy Kraków.
Dzisiaj można powiedzieć, że bobry to największy gryzący sukces polskiej ochrony przyrody. Na początku wydawało się, że obserwujemy ich pokazową wręcz renaturalizację i faktycznie, gatunek ten bardzo dobrze udało się przywrócić przyrodzie. Mamy jednak teraz wielki problem. Prof. Żurowski stwierdził, że kiedy wielkość populacji przekroczy 20 tys. osobników, gatunek powinno się wpisać na listę łownych i ograniczać jego liczebność, ponieważ nie jest on obojętny gospodarczo. Ten moment jednak przegapiono – w tej chwili w kraju jest 100-150 tysięcy bobrów. Za wyrządzone przez nie szkody Skarb Państwa wypłaca w ostatnich latach odszkodowania w wysokości ponad 10 mln zł rocznie, podczas gdy rekompensaty za straty spowodowane przez wilki, rysie i niedźwiedzie wynoszą rocznie łącznie 500-600 tys. zł.
Myśliwi nie chcą, żeby bóbr był z powrotem gatunkiem łownym, bo wtedy to oni będą musieli wypłacać odszkodowania. Poza tym dla nich z bobra jest niewielki pożytek – rynek futrzarski praktycznie nie istnieje, mięsa się nie je, tłuszcz już nie jest już uważany za lekarstwo.
Co w takim razie zrobić? Padają propozycje, aby powołać specjalną rządową służbę, łowczych-bobrowniczych, jak w wiekach średnich. Jednak ktoś musiałby za to płacić, a chętnych nie ma. Sukces bobra jest więc gigantyczny, a my nie potrafimy sobie z nim poradzić. Na razie nie ma dobrego rozwiązania, ale na pewno liczebność tych zwierzat powinna być ograniczona.
Dalszy ciąg rozmowy znajduje się tutaj
Tekst pochodzi z portalu Naukaonline.pl, magazynu Polskiej Akademii Nauk ACADEMIA.
Fot. Photo by Per Harald Olsen/NTNU, źródło: https://www.flickr.com/photos/92416586@N05/22214464878/in/album-72157660189578762/